sny...
Wypłowiałe
od świtu sny
strzepuję
z nocnej koszuli,
wyczesuję z włosów,
zmywam ciepłą wodą
z powiek,
a w mroku wieczornym
odnajduję je na nowo…
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Wypłowiałe
od świtu sny
strzepuję
z nocnej koszuli,
wyczesuję z włosów,
zmywam ciepłą wodą
z powiek,
a w mroku wieczornym
odnajduję je na nowo…
Już tak dawno nie dawał żadnego znaku życia, że prawie zapomniałam o jego istnieniu i niesmaku po „nalotach”, którymi uwielbiał mnie zaskakiwać.
- Cześć piękna – ten głos rozpoznałabym wszędzie, o każdej porze dnia i nocy.
- Czego chcesz? – wysyczałam.
- Kiedy mogę wpaść?
Struchlałam. W jednej sekundzie powrócił strach o Jacka, niepewność. Czego mógł chcieć tym razem?
- Spokojnie. Nie zakłócę rodzinnej sielanki, chcę się tylko pożegnać z synem i… z tobą (…)
Miałam zaledwie piętnaście minut, żeby doprowadzić się do porządku i ukryć pod grubą warstwą pudru ślady prawie nieprzespanej nocy. Że też akurat teraz musiało mnie dopaść jakieś choróbsko! Nie chciałam okazać przed nim najmniejszej słabości. Nie przed nim.
Przywitałam go, jak zawsze, starannie wyćwiczoną marsową miną. A on… zaskoczył mnie totalnie. Przyniósł kwiaty. Nadal pamiętał jak uwielbiam frezje i ich zapach… Jacuś przyglądał mu się tylko,kurczowo trzymając mnie za rękę. Szybko jednak się oswoił przekupiony wielkim wozem strażackim i workiem słodyczy.
- Co u ciebie? – spytałam podając kawę – Kiedy wróciłeś?
I pokazał mi obrączkę. Opowiedział o ślubie, weselu, nowej pracy i kolejnym wyjeżdzie. Tym razem na stałe. Z każdym jego słowem czułam coraz większą ulgę i nadzieję na spokojną przyszłość. Przyszłość bez niego. Miałam ochotę ucałować Monachijkę, która go usidliła!
Nie byłam już taka spięta. Potrafiłam, jak kiedyś, NORMALNIE z nim rozmawiać. Wychwalałam umiejętności i zdolności Jacusia, opowiadałam o jego wybrykach i ulubionych potrawach. Gdzieś między ogórkową a galaretką truskawkową zauważyłam, że dziwnie mi się przygląda.
- Przepraszam.
- Ale… za co?
A jednak. Musiał i tym razem wrócić do naszego rozstania i tego wszystkiego, co wydarzyło się tuż po nim. Ale dziś nie mówił jak zawsze, zupełnie inaczej i brzmiało to tak szczerze i prawdziwie, że uwierzyłam w każde słowo okazanej skruchy. I co więcej zapominając o jego grożbach, próbach zastraszenia, nagabywania poczułam współczucie. Współczucie dla zagubionego człowieka i całym sercem życzyłam mu jak najlepiej.
- Jak sobie radzicie…no wiesz…finansowo…? – spytał nagle.
- Dobrze wiesz, że niczego od ciebie nie chcę, nie potrzebuję! – odparłam szybko – poza tym już trochę póżno, muszę wykąpać Jacka, położyć go spać…
Nie wiem czy tylko mi się wydawało, czy naprawdę widziałam jego zaszklone oczy kiedy przytulał do piersi naszego synka…
- Mogę...? – szepnął i nie czekając na odpowiedź objął mnie tak mocno, że zabrakło mi tchu.
- Pachniesz tak samo jak kiedyś, „white musk” prawda?
Skinęłam tylko głową nie mogąc wykrztusić słowa.
- Dbaj o małego i o siebie. I lepiej idż do lekarza zamiast brać to świństwo – powiedział wskazując pustą torebkę po fervexie.
„Ta jego cholerna spostrzegawczość!”- pomyślałam zamykając drzwi…
Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą?
Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy. Wreszcie sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma zmienną naturę i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie - to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Dlatego nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Jak to zrobić… upijać się? spać całe tygodnie? zapamiętywać się w aktywności do amoku?
A może pracować ciężko jak górnik... żeby nie myśleć, nie czuć, nie być...
Kolejna zmiana. Tym razem pozostanie na dłużej…
Znalazłam szablon, który chyba bardziej do mnie pasuje niż ten poprzedni. Co nie zmienia oczywiście faktu, że był fantastyczny. Dlatego na wszelki wypadek nie wyrzuciłam go do kosza.
Myślałam, że wstawię sobie szablon i gotowe, że reszta sama się zrobi. W końcu to komputer a nie maszyna do pisania. Na szczęście znalazł się ktoś, kto miał cierpliwość do mnie i mojego analfabetyzmu. A teraz nie mogę się napatrzeć i jestem pełna podziwu dla swoich postępów (musiałam to napisać Tomek, żebyś nie obrósł w piórka he he) !!!
Obecny wygląd mojego bloga zawdzięczam niesamowitej osobie… i blisko trzygodzinnej harówce. Muszę przyznać, że miałam przy tym ubaw po pachy. No bo jak tu się nie śmiać z tego całego htmla. To według mnie układ jakiś chińskich znaczków i dziwnych wyrażeń - tu krzyżyk, tu krzesełko J Rozbrajające !
Dziękuję mister dr_agon…
Uciekłam.
W inny świat.
Do tylko moich słów,
do tylko moich obrazów.
Nieopatrznie wkroczyłam w ciemność…
Jestem sama na przeludnionym pustkowiu.
Bez ciała.
Bez duszy.
Zanikam we własnych słowach,
w przeklętej poezji.
Błądzę,
poszukując anioła światłości
i wierząc,
że on pomoże mi wrócić
tam,
skąd przyszłam…