• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...a czas leci...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Maj 2005
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003

Archiwum grudzień 2005

< 1 2 >

dla Was...

 

 Magia świąt to dziecięca wiara w Świętego Mikołaja, spokojna rozmowa z bliskimi przy kominku, rozleniwiony telefon, zaspany budzik i śnieg, który nie jest utrapieniem...

 

 Magicznych Świąt Bożego Narodzenia kochani ...

 

23 grudnia 2005   Komentarze (7)

***

 

Dziś wróciliśmy z mojego ukochanego Krakowa. Nie było tak jak kiedyś. Było zupełnie inaczej; pachniało zimą, świętami, obwarzankami. I kawa w małej cukierence „U Michalskich”... nigdzie nie smakuje lepiej. Jestem kochana i... kocham, pragnę i mam namacalną świadomość jego pożądania... Czy tak właśnie wygląda szczęście? 

 

 

 

 

 

metafizykę twojego ciała
odkrywam wciąż na nowo
każdej nocy, kiedy głodne
sępy opadają tak nisko
dotykam twoją cielesność
czym prędzej umykam 
w świadomość nadchodzącego
poranka, już nie boję się świtu...

 

20 grudnia 2005   Komentarze (3)

...póki czas...

 

 

 

Dawaj to, co masz,

czym jesteś.

      Dawaj przedmioty, ale

nade wszystko dawaj siebie,

swoją opiekę, swoją pomoc,

swoje współczucie.

Dawaj póki czas,

póki masz co dawać,

póki masz rzeczy,

póki masz siły.

Póki stać cię na serdeczną troskę,

na współczucie,

na uśmiech i radość.

Dawaj swoją pomoc,

dawaj siebie samego...

 

...póki cię jeszcze trochę jest...

 

 

 

 

To już dziś. Wielki dzień... Jeszcze do niedawna budzący obawy, niepewność. Mimo to wyczekany, wytęskniony. Już się nie boję, nie zastanawiam się co mu powiem. Nie chcę myśleć, analizować, planować. Chcę czuć, móc wsłuchać się w siebie, w nas. Wykorzystać każdą minutę, sekundę, każde słowo, gest, spojrzenie, dotyk. Tylko tyle...

 

 

 

13 grudnia 2005   Komentarze (8)

dzień świstaka

 

07:00 – pobudka, szybki prysznic, makijaż, kawa + papieros(y)...

07:40 – przebudzenie Jacka, akcja nocnik, ubieranie, śniadanie...

08:15 – wyjście (czyt. wybiegnięcie) z domu na przystanek...

09:00 – dostarczenie Jacka do mamy, krótka pogawędka, buziak...

09:20 – kolejna fascynująca podróż w autobusowym ścisku...

10:00 – 19:00 – catering

19:40 – odebranie Jacka od mamy, krótka pogawędka, buziak...

20:30 – wreszcie w domu; kolacja i kąpiel Jacka, czytanie bajek...

ok. 03:00 – przebudzenie i złość na siebie, że znowu opłynęłam usypiając Jacka, szybki prysznic, papieros(y), przegląd programów TV, odlot z pilotem w dłoni...

 

 

Tak mniej więcej wyglądało moich kilka ostatnich dni i jeszcze kilka kolejnych będzie tak wyglądać. Cieszę się, że Baśka zadzwoniła do mnie z tym zleceniem. Znowu czuję, że żyję! Uwielbiam to zamieszanie, wypełnienie dnia do ostatniej minuty, zmęczenie (nie znużenie!) i wreszcie szybkie zasypianie, bez natrętnych myśli, niespełnionych marzeń...

Żeby tak jeszcze udało się to pogodzić z moją tęsknotą za Jackiem. Cały dzień go nie widzę, zastanawiam się co robi w danej chwili, czy nie płacze, czy zjadł obiad, czym się bawi...

 

 

A we wtorek, już we wtorek(!) wraca Darek. I wiecie co? Czekam. Z utęsknieniem czekam...

 

 

 

 

09 grudnia 2005   Komentarze (10)

perwersyjnie o...

 

Wczoraj byłam na poczcie (rachunki), kolejka ciągnęła się na jakieś 8 metrów... W okienku siedziała pani Ruda, która albo miała chorobę niespokojnych nóg, albo zapalenie pęcherza moczowego. Co chwilę wybiegała z drewnianej klateczki będącej jej miejscem pracy i znikała na zapleczu. (wolałabym, żeby tyleż samo energii wkładała w pracę, bo ludzi przybywało)
Stojący przede mną pan wybierał 80 (!) kart pocztowych "koniecznie z Mikołajem" oraz tyle samo znaczków "takich, wie pani, z chmurką i gwiazdkami" – i pańcia znowu znikła na zapleczu...
Stojących za mną dwóch nastolatków omawiało szczegóły swoich randek z tą samą "czarodziejką": "A robiła z tobą to...?", "Kurde jakie pończochy miała..." Jakoś nie przejmowali się tym, że ich rozmowę słyszeli wszyscy.
Zaczynało mi się robić niedobrze od nadmiaru wrażeń; Temperatura ciał i pomieszczenia, zapach perfum, wody kolońskiej, wypity przez kogoś wczoraj alkohol, zapach Albatrosów, L'Mów i innych. Skutkiem oczekiwania i obserwacji krew szybciej krążyła w żyłach...
Przy sąsiednim okienku "tylko do znaczków i kart" (którego istnienie najwyrażniej nie było wiadome Panu od 80 kartek pocztowych...) stała pani i lizała znaczki pocztowe. Zastanawiałam się dlaczego lizała te znaczki migdałkami. Jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak głęboko wkładał sobie do ust kawałek znaczka. Możliwe, że była głodna a klej smakował jej wyjątkowo (niektórzy podobno z niedoboru minerałów w organizmie jedzą kredę czy inne paskudztwa). A może te znaczki to nie były znaczki pocztowe, tylko znaczki nasączone czymś innym niż klejem... Pani oddawała się tej czynności z lubością, jakby stosunek oralny ze znaczkiem w pomieszczeniu wypełnionym czterdziestoma osobami był dla niej czymś w rodzaju ekshibicjonistycznej przyjemności. Jęzor w kolorze sinoczerwonym wysuwał się niemal na brodę a grube paluchy pchały do gardła kolejne kawałki papieru...
Potem Pańcia przepchnęła się energicznie przez tłum w kierunku skrzynki pocztowej, gdzie pojedynczo zaczęła wsuwać koperty z naklejonymi już długo ślimaczonymi przez nią znaczkami. Blondyna z okienka "tylko od znaczków" pracowicie tapirowała grzywkę : "z rachunkami proszę do okienka obok..." Ruda z "mojego" wiła się jakby miała owsiki, a jej koleżanka Blondyna kończyła czynności fryzjerskie... Ludzie przestępowali z nogi na nogę...
Mijała czwarta i byłam zniecierpliwiona blisko czterdziestominutowym czekaniem na swoją kolej... poza tym nie powinnam była się rozglądać, bo przede mnie wcisnęła się Pani Głębokie Gardło. Na moją uwagę odnośnie jej "pomyłki" co do lokalizacji końca kolejki (początek kolejki z końcem się pańci pomylił, coś najwyrażniej było w tych znaczkach) prychnęła zniecierpliwiona "jacy ci ludzie teraz nieuprzejmi..."
Paru menelików obstawiało Totolotka... Blondyna tapirowała grzywkę po raz nie wiem który...
A ja zastanawiałam się, czy moje dziecko jeszcze nie wpadło w histerię zaniepokojone długą nieobecnością mamy.
Na deser mogę jeszcze dodać, że mieszkańcy mojego bloku potępili mnie za "nie przyjęcie Różańca w czwartek" (proboszcz pewnie zrobi to samo jak przyjdzie „z kolędą”)
Cóż, takie życie...  :-)

 

 

04 grudnia 2005   Komentarze (9)
< 1 2 >
Totylko_ja | Blogi