goście
Jednak przeceniłam swoje możliwości. Nie mam siły, nie nie nie, nie mam. Padam na nos, potocznie mówiąc. Każdy dzień jest wypełniony obowiązkami od 7 rano do ostatniej minuty przed północą. W dodatku akurat teraz tyle się dzieje a ja nie mam czasu, żeby się tym zająć. Cholera!
Perspektywa jeszcze trzech tygodni na 1 i pół etatu zaczyna mnie trochę przerażać. Ale wytrwam. Wolę się zajeżdżać pracując w dwóch miejscach jednocześnie niż spędzać więcej czasu z rodzicami Darka, którzy nawiedzili nas niemal niespodziewanie. Nie mam pojęcia po kim Darek odziedziczył te wszystkie wspaniałe cechy. Z pewnością nie po rodzicach. Są strasznie gadatliwi, głośni, czasami wręcz nieokrzesani. Doprowadza mnie do szału sposób, w jaki traktują swoich synów, oceniając ich dokonania życiowe po grubości portfela, marce posiadanego auta czy rodzaju sprzętu RTV w mieszkaniu. Być może dlatego (póki co) jestem odpowiednią kandydatką na drugą żonę ich syna, bo prawie całe dnie spędzam w pracy, gdzie pewnie ich zdaniem zbijam kokosy. Wrrr !!! Cała sytuacja jest o tyle męcząca, że widząc jak Darek cieszy się z przyjazdu rodziców, których nie widzał 1,5 roku, ja nie mam sumienia psuć mu tej radości i gram. Udaję, że ci ludzie wzbudzili moją sympatię, że każdy dzień w ich towarzystwie jest dla mnie żródłem zadowolenia.
Ale nic to! Najważniejsze, że Jacek świetnie radzi sobie w szkole. Nauczycielka jest szczerze zdumiona jego postępami. Sami musicie przyznać, że nie lada wyczynem dla czterolatka jest poznanie i zapamiętanie 4 liter tygodniowo, odliczanie do 20 i rozpoznawanie kolorów. W dodatku to wszystko po angielsku. Ależ duma mnie rozpiera. Hmmm!