dzień świstaka
07:00 – pobudka, szybki prysznic, makijaż, kawa + papieros(y)...
07:40 – przebudzenie Jacka, akcja nocnik, ubieranie, śniadanie...
08:15 – wyjście (czyt. wybiegnięcie) z domu na przystanek...
09:00 – dostarczenie Jacka do mamy, krótka pogawędka, buziak...
09:20 – kolejna fascynująca podróż w autobusowym ścisku...
10:00 – 19:00 – catering
19:40 – odebranie Jacka od mamy, krótka pogawędka, buziak...
20:30 – wreszcie w domu; kolacja i kąpiel Jacka, czytanie bajek...
ok. 03:00 – przebudzenie i złość na siebie, że znowu opłynęłam usypiając Jacka, szybki prysznic, papieros(y), przegląd programów TV, odlot z pilotem w dłoni...
Tak mniej więcej wyglądało moich kilka ostatnich dni i jeszcze kilka kolejnych będzie tak wyglądać. Cieszę się, że Baśka zadzwoniła do mnie z tym zleceniem. Znowu czuję, że żyję! Uwielbiam to zamieszanie, wypełnienie dnia do ostatniej minuty, zmęczenie (nie znużenie!) i wreszcie szybkie zasypianie, bez natrętnych myśli, niespełnionych marzeń...
Żeby tak jeszcze udało się to pogodzić z moją tęsknotą za Jackiem. Cały dzień go nie widzę, zastanawiam się co robi w danej chwili, czy nie płacze, czy zjadł obiad, czym się bawi...
A we wtorek, już we wtorek(!) wraca Darek. I wiecie co? Czekam. Z utęsknieniem czekam...
Dodaj komentarz