• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...a czas leci...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Maj 2005
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003

Archiwum 06 października 2005

pożegnanie

 

Już tak dawno nie dawał żadnego znaku życia, że prawie zapomniałam o jego istnieniu i niesmaku po „nalotach”, którymi uwielbiał mnie zaskakiwać.

- Cześć piękna – ten głos rozpoznałabym wszędzie, o każdej porze dnia i nocy.

- Czego chcesz? – wysyczałam.

- Kiedy mogę wpaść?

Struchlałam. W jednej sekundzie powrócił strach o Jacka, niepewność. Czego mógł chcieć tym razem?

- Spokojnie. Nie zakłócę rodzinnej sielanki, chcę się tylko pożegnać z synem i… z tobą (…)

Miałam zaledwie piętnaście minut, żeby doprowadzić się do porządku i ukryć pod grubą warstwą pudru ślady prawie nieprzespanej nocy. Że też akurat teraz musiało mnie dopaść jakieś choróbsko! Nie chciałam okazać przed nim najmniejszej słabości. Nie przed nim.

Przywitałam go, jak zawsze, starannie wyćwiczoną marsową miną. A on… zaskoczył mnie totalnie. Przyniósł kwiaty. Nadal pamiętał jak uwielbiam frezje i ich zapach… Jacuś przyglądał mu się tylko,kurczowo trzymając mnie za rękę. Szybko jednak się oswoił przekupiony wielkim wozem strażackim i workiem słodyczy.

- Co u ciebie? – spytałam podając kawę – Kiedy wróciłeś?

I pokazał mi obrączkę. Opowiedział o ślubie, weselu, nowej pracy i kolejnym wyjeżdzie. Tym razem na stałe. Z każdym jego słowem czułam coraz większą ulgę i nadzieję na spokojną przyszłość. Przyszłość bez niego. Miałam ochotę ucałować Monachijkę, która go usidliła!

Nie byłam już taka spięta. Potrafiłam, jak kiedyś, NORMALNIE z nim rozmawiać. Wychwalałam umiejętności i zdolności Jacusia, opowiadałam o jego wybrykach i ulubionych potrawach. Gdzieś między ogórkową a galaretką truskawkową zauważyłam, że dziwnie mi się przygląda.

- Przepraszam.

- Ale… za co?

A jednak. Musiał i tym razem wrócić do naszego rozstania i tego wszystkiego, co wydarzyło się tuż po nim. Ale dziś nie mówił jak zawsze, zupełnie inaczej i brzmiało to tak szczerze i prawdziwie, że uwierzyłam w każde słowo okazanej skruchy. I co więcej zapominając o jego grożbach, próbach zastraszenia, nagabywania poczułam współczucie. Współczucie dla zagubionego człowieka i całym sercem życzyłam mu jak najlepiej.

- Jak sobie radzicie…no wiesz…finansowo…? – spytał nagle.

- Dobrze wiesz, że niczego od ciebie nie chcę, nie potrzebuję! – odparłam szybko – poza tym już trochę póżno, muszę wykąpać Jacka, położyć go spać…

Nie wiem czy tylko mi się wydawało, czy naprawdę widziałam jego zaszklone oczy kiedy przytulał do piersi naszego synka…

- Mogę...? – szepnął i nie czekając na odpowiedź objął mnie tak mocno, że zabrakło mi tchu.

- Pachniesz tak samo jak kiedyś, „white musk” prawda?

Skinęłam tylko głową nie mogąc wykrztusić słowa.

- Dbaj o małego i o siebie. I lepiej idż do lekarza zamiast brać to świństwo – powiedział wskazując pustą torebkę po fervexie.

„Ta jego cholerna spostrzegawczość!”- pomyślałam zamykając drzwi…

 

06 października 2005   Komentarze (11)
Totylko_ja | Blogi