• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...a czas leci...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Listopad 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Maj 2005
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003

Archiwum wrzesień 2005, strona 5

< 1 2 3 4 5 6 7 >

Dlaczego?



 

                                                                    
Dlaczego ludzie zapomnieli o aniołach?

Przybywają do ludzi pod rożnymi
postaciami i przekazują swoje posłannictwo wszystkim, których oczy zostały
otwarte na dar miłości.
Czasami anioł objawia się w dziecięcym uśmiechu albo w pieśni ptaka, czasem
jako promień słońca padający w mroki pustkowia lub jako wspomnienie
doznanego szczęścia.


 

 

Ja też zapominam....

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

08 września 2005   Komentarze (2)

Dwa światy

 

 

 

„ (…) Możesz poukładać swój świat a ja swój, ale NASZ świat wciąż czeka. I wiem, że zawsze będziemy do niego wracać, żeby pobyć ze sobą i naładować akumulatory przed powrotem na… ziemię (…)”

 

 

Milion smsów i cała noc tylko dla nas!

Nieważne te kilometry, które nas dzielą. Nic nie jest ważne. Teraz jesteśmy my, nasze małe i duże sprawy, nasze wspomnienia, marzenia. A nawet plany, których nigdy nie zrealizujemy. Na to za póżno.

Jak wspaniale móc znów opływać tą atmosferą, smakować niepowtarzalny klimat. Wszystko wraca i wydaje się tak świeże jakby działo się zaledwie wczoraj. Niech ta noc się nie kończy, niech świt nie przywołuje poczucia winy. Zaraz… czy marzenia są zdradą? Gdzie się podziała moja lojalność?!

Cicho ty moje bezwzględne sumienie! Cicho… jeszcze nie teraz… obiecuję, że już nigdy… cicho…

 

Tak! Tak będzie wygodniej. Wrzucę to moje poczucie winy do lamusa i zamknę na kłódkę. Niech nie wraca, niech pozwoli mi jeszcze trochę nacieszyć się moim małym-wielkim szczęściem, wycieczką do prawdziwego świata, bo teraz… wszystko dzieje się na niby…

 

 

 

 



...

Gdy wchodzimy do ciemnego pokoju, wydaje nam się, że nic nie widzimy.
Gdy potem wracamy do światła - razi, aż mrużymy oczy.
Może ciemność istnieje właśnie po to, żebyśmy mieli szacunek do światła...?

 

 

 

 

 

07 września 2005   Komentarze (4)

Szansa

 

 

 

To okropne żałować czegoś, co się zrobiło. Ale sto razy gorzej jest żałować czegoś, czego się nie zrobiło.

 

Życiu i ludziom trzeba dawać wciąż nową szansę. Ciągle na nowo próbować jeszcze raz. I wbrew wszelkiej logice wierzyć, że tym razem może się udać, na pewno się uda, że tym razem wreszcie będzie inaczej... Można zrezygnować i odpuścić. Bo już nie ma sił. Bo już wszystko mówi: to nie ma sensu. I stracić, być może, najważniejszą swoją szansę, która nigdy się już nie powtórzy.
Ale można też zacisnąć zęby. I na nowo próbować. Na nowo starać się wierzyć. Na nowo szukać wyjść, sposobów, rozwiązań. Zaryzykować. Nawet, jeśli to naprawdę duże ryzyko. I nawet, jeśli to ogromnie wiele kosztuje. Nie ma żadnej gwarancji, że się uda – nie może być takiej gwarancji. Być może, nawet okaże się, że rzeczywiście nie było warto.
Ale jeśli jest jeszcze jakaś szansa, jeśli pojawia się choć cień nadziei – muszę się podnieść, pokonać złość, niemoc, brak sił, zniecierpliwienie. I skoczyć w ryzyko. Choćby to już nie wiem który raz. I kolejny i następny...
Żeby kiedyś nie żałować czegoś, czego się nie zrobiło...

 

 

 

…a potem znów zamknęła się w swojej skorupie a myśli pozostały kartką papieru...

 

 

 

 

06 września 2005   Komentarze (4)

analiza

 

 

 

Akcelerator moich myśli przyspiesza je do maksymalnych prędkości. Czuje się jak na torze saneczkowym, niebezpiecznie zbieram zakręt, zbliżam się do górnej krawędzi toru. Wypadnę? Nie, sunę dalej szarpana przeciążeniami.
Jakże prosto byłoby wszystko uogólnić, nadać wymiar globalny, białe albo czarne. Nie potrafię. Wszystko poddaję analizie, rozkładam na cząstki, szukam pierwotnego zamysłu, chcę poznać genezę wszystkiego, co mnie otacza.
Rządzą mną pytania;
Jak? Dlaczego? Po co?

 

 

 

05 września 2005   Komentarze (3)

UKŁAD

 

 

 

Przestała pić, zadbała o dom, o siebie. Ale nie zrobiła tego dla niego. Dla kogoś innego. Odeszła. Nie, to jemu kazała odejść, bo przecież musiała się gdzieś podziać z małym Kubą i kolejnym ( nie jego) dzieckiem w drodze. A on? Gdzie do cholery on miał pójść?! Jej już to nie obchodziło.

 

Tym razem najpierw zadzwonił i spytał czy możemy pogadać. Od razu domyśliłam się, że chodzi o jego małżeństwo a raczej o to, co z niego zostało.

Nie musiał nic mówić. Dobrze wiedział, że może u mnie „przezimować”. Były długie wieczory, niekończące się rozmowy. Robił zakupy, niekiedy sprzątał ( ! ) a nawet gotował. Chętnie zajmował się Jacusiem i wyganiał mnie na aerobik czy do koleżanek na pogaduchy.

Z czasem zaczęliśmy nieżle funkcjonować w tym dziwnym układzie.

Dochodził do siebie. Znów zaczął się uśmiechać i zarażać swoim specyficznym poczuciem humoru. A ja? Czułam się wspaniale! Doceniona, pokłócona z samotnością, ISTNIEJĄCA.

Któregoś wieczoru przyniósł mi kwiaty, kupił wino i mówił, ciągle mówił. O podwyżce, kupnie auta, przeprowadzce, o nadziei i o… miłości. Dlaczego mi to powiedział?! Wcale tego nie chciałam! Nie wiem czy za sprawą wina, muzyki czy jego słów dałam się ponieść nastrojowi i pozwoliłam wygłodniałym zmysłom na szalony taniec…

Rano uciekłam. Tak po prostu. (na szczęście Jacuś niewiele rozumiał a długi poranny spacer najwyraźniej mu służył) Musiałam to sobie poukładać. Przecież nasza wieloletnia przyjaźń tej nocy nabrała zupełnie innego znaczenia. Więcej. Przestała być przyjaźnią. Miliardy pytań kołatało się w mojej głowie tylko żadnej odpowiedzi.

Kiedy wróciłam już go nie było. Zostawił kartkę na jeszcze ciepłej poduszce- Mam trasę. Wrócę, jeśli tylko mi na to pozwolisz.

Wrócił. I został.

Sprawę postawiłam jasno. Nie lubię niedomówień. Wiedział, że go nie kocham. Wiem, to żadne usprawiedliwienie. Osiągnęliśmy swoisty rodzaj porozumienia. A co najważniejsze stabilizację, poczucie bezpieczeństwa. Tylko… czy tym można zastąpić miłość? To ogromna odpowiedzialność wziąć na siebie czyjeś szczęście. Muszę i chcę dać radę! Tyle przeszedł. Należy mu się wreszcie trochę spokoju i poczucia przynależności do kogoś, współistnienia. Mi też jest to potrzebne. Nie chcę, żeby myślał. że poświęcam się dla niego, bo tak nie jest. Przecież dobrze nam ze sobą. Czego chcieć więcej?

 

 

 

...Oprócz... miłości, której co dzień jego oczy szukają w moich...

 

 

 

 

 

04 września 2005   Komentarze (4)
< 1 2 3 4 5 6 7 >
Totylko_ja | Blogi