gorączka sobotniej nocy...(32)
Tym razem nie było bilansu. Nie chciałam, nie mogłam, nie miałam czasu i... nie chciałam. Było za to mnóstwo gości, tort ze świeczkami, kolorowy zawrót głowy i on... Przypadkowo poznany kilka miesięcy wcześniej. Parę spotkań w gronie przyjaciół, wspólnych tańców, rozmów telefonicznych, smsów... Z pozoru nic szczególnego, do soboty....
Gwałtowność dotyku bywa zaskakująca. Palce zaplecione we włosach, zdecydowanie odchylają głowę do tyłu. Napięta skóra na szyi uwidacznia pulsujące błękitem żyły. Wygięte ku dołowi usta, gwałtownie spotkane zachłannie wpijają się w napięty pocałunek.
Jest taki szczególny smak ust. Ten wyczekany, wyjęczany wewnętrznym przekonaniem, że warto, że chcesz, że pragniesz. Gdy wreszcie, ust smak czujesz na swoich, rozpływa się w Tobie gorąca fala, sięgająca gdzieś w głąb piersi, jeszcze niżej, do brzucha, pulsując gdzieś głęboko.
Te usta tak smakowały.
Tak drżały, gdy wargami chwytały za wargi.
W tym miejscu zatrzymamy obraz. W tej wersji rzeczywistości, przepłyniemy wokoło zwartych ze sobą ust, zaborczych języków, zamkniętych spojrzeń. Będziemy kontemplować tę chwilę, wypatrując drobnych niuansów. Kształty jej rzęs, jego warg..
Dłonie zawisły nad klawiszem „dalej”. Lecz ciągle nie mogliśmy się zdecydować, aby tę jedna jedynie chwilę puścić w niepamięć tym, co stanie się potem.
Bo gdzieś później, ścieżki mogą rozbiec się w tak dziwne strony. W rozkosz drżąca krzykiem, lub spokojny uścisk dłoni i uśmiech na twarzy, że można było a pozostało jeszcze na potem...
Nie żałuję ani jednej sekundy, ani jednego pocałunku. Okropna jestem, wiem. W następną sobotę spotkamy się ostatni raz na jego przyjęciu pożegnalnym. Wraca do Polski. Lepiej dla niego i dla mnie...