Przyjaciel
Darek.Znamy się od...już nawet nie pamiętam od jak dawna. Naprawdę dobry i wartościowy z niego człowiek.Tyle mu zawdzięczam.To on wspierał mnie po śmierci brata,on całe noce czuwał przy telefonie gdy zbliżał się termin porodu,on pędził ze mną do szpitala,on cierpliwie znosi okresy mojego dołowania,on...on...ON.Tak zupełnie bezinteresownie.Za nic.W dzisiejszych „zmaterializowanych” czasach to nieczęsto spotykane zjawisko.
Kiedy stanął w drzwiach od razu wiedziałam,że coś się stało.Zwykle uprzedza mnie o swoich wizytach.Łatwo było się tego domyśleć-żona.Znowu była pijana,dom pełen gości,Kuba u babci....kłótnia...
A on chciał tylko zjeść obiad,może pooglądać telewizję.Po dwunastu godzinach ciężkiej pracy usłyszeć „cześć skarbie”.
Ilekroć opowiada mi o swoich „powrotach” bunt i wściekłość mieszają się we mnie.Dlaczego akurat ON musi znosić to wszystko???Nie zasłużył na takie popaprane życie!
W dodatku te jego cholerne zasady.Przecież mają dziecko,ślub kościelny.Co z tego!
Zawsze przedstawiam mu morze argumentów przemawiających za rozpoczęciem nowego WŁASNEGO życia.A on zawsze ma tylko jeden,aż jeden...kocha ją...
(...)Zamknęłam się i podałam mu klucze...”zostań ile chcesz,jeszcze nie wracam do siebie,zostanę u mamy”