spotkanie na szczycie
Fakt. Trochę za póżno przypomniałam sobie o złożeniu wniosku. Na szczęście moja znajoma jest w stanie zamienić miesiąc oczekiwania na dwa tygodnie.
Dobre pół godziny gapiłam się w telefon, zmuszając do wystukania dobrze znanych cyfr.
- Cześć – wycedziłam.
- O! Jaka niespodzianka, witaj kwiatuszku! Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? – już na wstępie musiał podnieść mi ciśnienie tym swoim sarkastycznym tonem.
- Kiedy wracasz do Niemiec? – spytałam.
- Dlaczego pytasz, stęskniłaś się za mną?
- Pytam kiedy wyjeżdżasz.
- W piątek. Powiedz... stało się coś?
- To dobrze. Zdążymy. Musimy się spotkać. Jak najszybciej.
- Powiesz wreszcie o co chodzi?!
- Wyjeżdżam. Do Darka... Potrzebuję twojego podpisu na wniosku do paszportu dla Jacka... Obiecałeś, że nie będziesz robić problemów...
- Hmm... – wiedziałam, że to jego „hmm” to początek wywodu.
- To jak będzie? – nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Dobrze. Obiecałem i dotrzymam słowa, ale pod jednym warunkiem...
- Czego chcesz? – niemal zawarczałam.
- Obiecaj, że dasz się zaprosić na kawę...
- Zobaczymy (...)
Poszliśmy na tą nieszczęsną kawę. I szarlotkę dla Jacka. Być może nie powinnam, ale pomyślałam, że tak wypada, że chciałby... I dałam mu album wypełniony zdjęciami mojego, naszego synka. Był zaskoczony. Przeglądał uważnie, zdjęcie po zdjęciu...
- Dzięki. Wspaniałe zdjęcia, ale dlaczego na żadnym z nich nie ma ciebie? –
- To chyba wystarczy...
Im bliżej wyjazdu tym mniej we mnie entuzjazmu. Zamiast skupić się na tym, co naprawdę ważne jak nastolatka zakradam się w marzeniach tam, gdzie nie powinnam, do zakazanej strefy...
A wieczór zrosiłam łzami oglądając koncert ze Spodka. Tak bardzo chciałam tam pojechać. Szkoda, że się nie udało...
Powodzenia!
Dodaj komentarz