natręt(ka)...
Przyszła sobie wieczorem. Ot tak nagle, zakończona przerywanym sygnałem odłożonej słuchawki w połowie zdania.
Pojawiła się, prześlizneła przez myśli, potem kopnęła w kostkę i zniknęła.
A kiedy chciałam oddać się błogostanowi obojętności, że jest jak jest i tak już pozostanie... znowu przylazła. Tym razem zdecydowana, rozgościła się na dobre i zaczeła się rozmnażać...
Rozterka.
Powinnam napisać.. rozterki...
Dodaj komentarz