...miesiąc...
Za równiutki miesiąc wróci Darek. Wróci za miesiąc... NA miesiąc. Czy się cieszę? Oczywiście, że tak! Jednocześnie boję się tego naszego spotkania. Darek wspomniał, że będziemy mieli o czym porozmawiać. Nie tak, jak co tydzień przez telefon – tzn o tym, jak sobie radzimy z Jackiem bez niego, o pogodzie, pracy, tęsknocie... Wiem. Najwyższy czas, żebym podjęła decyzję, nazwała swoje uczucia, określiła pragnienia. Cholera! A ja nadal nie mam pewności czy kocham czy tylko chcę go pokochać. Co za dziwna sytuacja, chora sytuacja. Jeszcze do niedawna biegłam do Darka ze swoimi rozterkami, żeby wypłakać się na jego ramieniu. Był moim przyjacielem... Był, bo potem wszystko nabrało innego znaczenia. Był, dopóki nie rzuciła go żona, dopóki nie musiał zamieszkać u mnie. Był, dopóki się we mnie nie zakochał doskonale wiedząc, że nie będę w stanie odwzajemnić jego uczucia kochając kogoś innego. Był, dopóki nie dałam mu nadziei, której przecież sama desperacko poszukiwałam. Czy to było wyrachowanie z mojej strony? Nie. Zdecydowanie nie. Stworzyliśmy naprawdę zgrany duet. Jedyną jego wadliwą częścią konstrukcyjną jestem ja – niezdecydowana, tchórzliwa, zbyt wrażliwa...
I druga strona medalu. ON czyli T. Moja tęsknota, niepewność, moje niespełnione pragnienia... mój inny, być może lepszy świat, do którego boję się wejść. Boję się, bo nie wiem co zastanę otwierając drzwi...
Głupio to przyznać, ale chciałabym, żeby i tym razem los wyręczył mnie w podjęciu decyzji, wyborze „właściwej” drogi. Jeszcze tylko ten jeden raz. A potem... potem chcę tylko przypomnieć sobie smak szczęścia. Nie chcę się nim zachłysnąć – chcę go spróbować...
:*
Dodaj komentarz